SZKOŁA – zachwyt czy rozczarowanie
Sierpień. Biegamy po sklepach, kompletujemy wyprawkę do
szkoły: pisaki, kredki, farby, pędzle i wszelkie inne bardziej lub mniej
kolorowe gadżety.
1 września. Panna A. obudziła się już przed 6-tą rano
niecierpliwie dopytując „Kiedy do szkoły?”. 9:00 uroczysty apel z okazji
Rozpoczęcia Roku Szkolnego 2015/2016. Zachwyt nadal trwa.
Kurcze, nie mamy plecaka! Biegamy, szukamy, jest! „Ten mi
się podoba” – woła A. Kupujemy. Wymarzony plecak zapakowany. Pierwszy, nie pełen
wprawdzie tydzień szkoły za nami. Było dobrze, aczkolwiek A. stwierdziła, że „mało
się działo”. No cóż to przecież dopiero pierwsze dni… dajmy szkole czas na
rozkręcenie się.
Poniedziałek 7 września. Tata odbiera A. ze szkoły…
zapłakaną!
Wtorek 8 września. A. od rana popłakuje, jęczy i dźwięczy,
że nie chce iść do szkoły. Próby tłumaczenia, przekonywania, wypytywania – na nic.
A. twardo nie zmienia swojego stanowiska. Tata odbiera A. … zapłakaną.
Zapaliła mi się tzw. „lampka”. Moja kontrolka awaryjna
wskazuje, że coś się dzieje, coś jest na rzeczy. Ale co? Z rozmów z A. nie
wynika nic konkretnego. Jedyne stwierdzenie to, że jest jej smutno bo wszystkie
dziewczynki chodzą na obiady, a ona nie i zostaje w klasie tylko z chłopakami. Ok.
Środa 9 września. Pędzimy raniutko do szkoły, żeby zdążyć
jeszcze zapisać A. na obiady. Rozmawiamy po drodze zgadując co dziś będzie do
jedzenia… Auto zaparkowane. Wysiadam… a A. wpada w płacz. Paniczny płacz. Tak
paniczny, że ledwo oddech łapie. Jedyne co jest w stanie wypowiedzieć to „Ja
nie chcę do szkoły. Chcę do domu, do tatusia”. W takim stanie postanowiłam nie zostawiać
jej w szkole (to się więcej nie powtórzy). Znowu rozmawiamy, pytamy, szukamy przyczyny. Nic konkretnego.
Nowy poszlak „Nie lubię być w świetlicy po zajęciach”. „Ok – mówię. Jutro tatuś
odbierze Cię zaraz po lekcjach i nie będziesz szła do świetlicy”. A. wydaje się
być zadowolona z tego faktu. Odetchnęła i w końcu nie powiedziała „Ja nie chcę
iść do szkoły”.
Czwartek 10 września. Poranek zaczął się nieźle. Bez
marudzenia, sprawnie i na temat. Jesteśmy w szkole. A. już przebrała buty,
odwiesiła bluzę, i na pożegnanie zamiast buziaka zawisła mi na szyi łkając „ja
nie chcę…”. O la Boga! Co jest?
Mamy problem. Jak pomóc dziecku w adaptacji w nowym
otoczeniu?
Sposób,
w jaki dziecko przystosowuje się do życia szkolnego, czyli do wymagań
rzeczywistości, zazwyczaj koreluje z ogólną postawą dziecka wobec różnych
zadań życiowych. Każde dziecko jest niepowtarzalne, każde ma własną
drogę rozwoju, każde przechodzi proces adaptacji w specyficzny dla siebie
sposób. Aby pomóc dziecku w tym procesie, pedagodzy podkreślają jak ważna jest
odpowiednia postawa rodzica. Spokój i zaufanie rodziców do wybranej szkoły i
nauczycieli. Rozmowy z dzieckiem o tym, co przeżywa, czego się obawia, czego
oczekuje od szkoły.
A kiedy to nie wystarcza?
Szkoła jest instytucją obowiązkową, więc dziecko musi do
niej uczęszczać. Silne emocje są jak najbardziej na miejscu. Należy się spodziewać, że dziecko podczas podbojów
szkolnych będzie przeżywało bardzo gwałtowne, a często i skrajne
emocje. Trzeba mu na nie pozwolić, ale też uczyć opanowywać je, radzić sobie
z nimi.
Ponad dwa miliony dzieci uczęszcza do szkół i większość z nich
daje sobie radę. Nasza A. i Wasze pociechy na pewno więc też dadzą.
Polecam świetnie napisaną broszurę edukacyjną dla rodziców/ przewodnik „Idziemy do szkoły! Jak razem pokonać próg
szkolny.” Warto przeczytać, jest w niej masa inspiracji i pomysłów: http://www.frd.org.pl/repository/idziemy_do_szkoly.pdf
I pamiętajcie:
"Paluszek i główka to szkolna
wymówka" - wszyscy dobrze znamy to przysłowie...