Jestem.
Zniknęłam, ale jestem.
Kiedy L. skończyła 1 rok i zaczęła chodzić, nasz świat wywrócił się do góry nogami. Jest to przesłodkie, tryskające radością, uczuciowe dziecko. Jest to też wcielony „Denis rozrabiaka”, dziecko, które nie potrzebuje zbyt dużo snu, które jest wszędzie, które nie przestaje mówić i generalnie chce być zawsze w centrum uwagi. Szczególnie mojej. Trudno mi było przestawić się z spokojnej i ułożonej A. na rozbrykaną, biegającą i niczego się nie bojącą L. Musiałam nabrać dystansu. Kiedy myślałam, że jest już Ok, że już ogarniam obie dziewczyny, wybrałam się z nimi na spacer, plac zabaw, na zakupy, itp… Niestety wielokrotnie kończyło się to fiaskiem. Krzyk, płacz, każda chce coś innego, każda oczekuje tyle samo uwagi i każda jednocześnie chce iść w inną stronę. Tym sposobem wróciłam do punktu wyjścia z myślami: jak się rozdwoić, jak to ogarnąć. Wtedy przyszedł czas urlopu. Wyjeżdżamy. Kierunek północ. A1, Obwodnica Trójmiasta, Rumia, Reda, Puck, Władysławowo… już prawie. Po czym dziewczyny się budzą. L. zaczyna krzyczeć, że chce wyjść z fotelika, z samochodu. Do znudzenia śpiewam jej ulubione piosenki, opowiadam te same wierszyki. Nagle robi się ciemno. Trzask. Pada deszcz. Burza. Myśli się kłębią, co będziemy robić z dziećmi nad morzem w taką pogodę. Jesteśmy na miejscu. Zza chmur wyszło słońce. Usiedliśmy na rozgrzanym piasku, wsłuchaliśmy się w szum wody, zanurzyliśmy nogi w wodzie… zakopaliśmy w piasku… całe złe chwile przeminęły z wiatrem. To był dobry czas, czas spędzony na Helu.
Wakacje. Czas beztroskich zabaw, pluskania się w wodzie, leniuchowania do popołudniowych godzin w pidżamach… Wakacje to też czas wyjazdów. Rezerwujemy zagraniczne wycieczki, poszukujemy najlepszych okazji, a jak już znajdziemy się w tym upragnionym miejscu znowu poszukujemy… miejsca na plaży. Ale nie my!
Trzeci rok z rzędu nad morze jeździmy na Hel. Piękne, czyste, otwarte morze.
Dzika plaża niczym Raj na Ziemi.
Jak dla mnie miejce piękne zarówno w upalne dni jak i te z gorsza pogodą. Oprócz typowego plażingu możemy wybrać się na rowery – zarówno ścieżek jak i wypożyczalni jest mnóstwo, można odwiedzić fokarium – jak dla mnie nieudane i niefajne pod każdym kątem, popłynąć statkiem po Zatoce Gdańskiej, zasmakować gofra czy rybki i spacerować po straganach z bibelotami jak w każdym nadmorskim kurorcie.
CONVERSATION
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Odwiedziło mnie
Napisz do mnie
swierkocin5a@wp.pl
Najczęściej czytane
-
Wszechobecna ostatnio moda na bycie health&fit przyczyniła się do popularyzacji niekonwencjonalnej medycyny. Od wieków medycyna ...
-
Mamy jesień. Szczególnie da się to odczuć o poranku. Chłód, rosa, mokra trawa, mgły i szaruga za oknem. Dzieciom ciężko jest przestawić s...
-
Wesz to posożyt wielkości 2-5mm, który upatrzył sobie człowieka jako darmową jadłodalnię. Nie skacze i nie lata, ale jest szybka i zwinna,...
-
Przyjaźń dzieci jest nieco inna niż przyjaźń dorosłych. Kierują się nią zupełnie inne prawa. Jest jednak niezwykle piękna… Pierwsze dzieci...
-
Wróciłam! Urlop = dzieci non stop = padam przed północą, a budząc się rano myślę ile to miałam jeszcze wczoraj zrobić. No, ale cóż, czas...
-
Na dworze szaro, niechętnie wychodzimy z domu, brak nam energii... Październikowa szaruga dała nam się wszystkim we znaki. A pomyśleć, że ...
-
Idzie jesień, a z tym wiąże się przegląd garderoby dzieci. Getry kupione wiosną sięgające ledwo za kolano, buty za małe, rekawy od kurte...
0 komentarze:
Prześlij komentarz